Zamknij

Bziuki, pucheroki, a nawet... kolędnicy - dawne zwyczaje wielkanocne wracają w lokalnych społecznościach

08:51, 19.04.2025 Aktualizacja: 09:24, 19.04.2025
Skomentuj PAP PAP

Polska Agencja Prasowa: Jakie zna pani najbardziej nietypowe zwyczaje związane z obchodami Świąt Wielkanocnych?

W Koprzywnicy bziuki plują ogniem, na Podkarpaciu turki pełnią straż przy grobie Pańskim, w Babicach pucheroki zbierają słodycze. Są również... kolędnicy - kuratorka kolekcji sztuki ludowej w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie Amudena Rutkowska opowiada PAP o nieznanych zwyczajach wielkanocnych.

Amudena Rutkowska: Przede wszystkim warto zdefiniować "typowy zwyczaj". Dla nas dany obyczaj może się wydawać niezwykły, a dla mieszkańców lokalnej wspólnoty jest on całkiem typowy, ponieważ kultywują go na swoim obszarze. Mimo że zanikł gdzie indziej lub po prostu nie był znany w innych regionach.

Zdarza się, że zwyczaje, które przez pewien czas były w zaniku, po latach zostają reaktywowane przez społeczność regionu, pojedynczej osady czy wsi. Zapomniane zwyczaje wielkanocne odradzają się np. za sprawą grupy lokalnych pasjonatów. Przykładem takiej celebracji jest wielkanocne kolędowanie w licznych regionalnych odmianach. Zwykle kolędowanie kojarzymy z okresem Bożego Narodzenia, z przełomem starego i nowego roku, z zimą. Tymczasem przez całe stulecia grupy przebierańców, głównie młodych, nieżonatych mężczyzn, obchodziły wszystkie domy w danej wsi. Panowała niepisana zasada, że kolędników należy wpuścić do domu, wysłuchać pieśni życzeniowej w ich wykonaniu i wykupić się kawałkiem świątecznego ciasta, smakołykiem, niewielką kwotą pieniędzy lub alkoholem, a w przypadku Świąt Wielkanocnych - pisankami. Przyjmowanie kolędujących na podwórzu lub nieotwarcie im drzwi było bardzo źle widziane, uznawano to za zachowanie aspołeczne.

Kolędy wielkanocne wykonywane przez przebierańców nie mają zazwyczaj charakteru religijnego, są to raczej luźne przyśpiewki skierowane do mieszkańców danej wsi, zawierające pozytywny przekaz - życzenia mieszkańcom zdrowia, dobrobytu, urodzaju i ogólnego powodzenia. Składanie życzeń sąsiadom było czymś normalnym, kolędowanie tego typu odbywało się niegdyś kilka razy w roku: w okolicy Bożego Narodzenia, w zapusty i właśnie w okresie wielkanocnym, najczęściej - w Poniedziałek Wielkanocny. Kolędnicy organizowali np. tzw. kurek dyngusowy - w wózku wozili wykonaną z gliny, ciasta lub drewna rzeźbę przedstawiającą koguta. Figurę zdobiono źdźbłami zbóż, traw i kwiatów, ubierano w stroje. Pierwotnie używano także żywych kogutów, później zastąpiono je figurką.

PAP: Które polskie zwyczaje wielkanocne są celebrowane wyłącznie przez lokalną społeczność?

A.R.: Na przykład w Wilamowicach na Śląsku jest celebrowany śmiergust. Po okolicy wędrują grupy młodych zamaskowanych mężczyzn, którzy polewają wodą młode, zwykle niezamężne kobiety. Celebrowanie zaczyna się wieczorem z soboty na niedzielę i trwa przez całą noc aż do wielkanocnego popołudnia. To już nie obrzęd, ale np. według kulturoznawcy prof. Wojciecha Dudzika - neoobrzęd, który podkreśla lokalną tożsamość.

W Niedzielę Palmową po Bibicach pod Krakowem chodzą pucheroki - dzieci w wysokich, kolorowych czapach zbierające słodycze, smakołyki w zamian za wygłaszane dowcipne oracje i wierszyki. Także i tu sąsiedzi wpuszczają ich do swoich domów - zignorowanie ich wizyty jest źle widziane.

Innym mało znanym lokalnym zwyczajem wielkanocnym są tzw. turki. Ta tradycja jest kultywowana w kilku miejscach, głównie na Podkarpaciu, np. w Radomyślu nad Sanem. Turki to quasi-wojsko, które pełni straż przy grobie Pańskim. Dowodzi nimi basza z brodą i w długiej pelerynie. Są odziani, a raczej umundurowani, w stylu orientalnym, tureckim. Po niedzielnej rezurekcji wychodzą na zewnątrz i organizują parady z musztrą, przy akompaniamencie orkiestry dętej. Turki także kolędują po domach i składają mieszkańcom życzenia wszelkiej pomyślności, dobrych plonów oraz błogosławieństwa zmartwychwstałego Jezusa. W zamian otrzymują pieniądze, słodycze lub produkty spożywcze, np. wielkanocne jajka.

Wśród turków są także tzw. doktorzy, którzy w wojskową dyscyplinę wprowadzają zaplanowany nieład i chaos, np. skaczą podczas marszu lub musztry pozostałych turków, zaczepiają przechodniów i wykonują charakterystyczny układ taneczny z kucaniem i dynamicznymi wyskokami. Doktorzy noszą spiczaste, białe czapy z czerwonym krzyżem. To oczywiście nawiązanie do organizacji humanitarnej. Mają brody, kolorowe wstążki i współczesny element - okulary przeciwsłoneczne. Są więc zamaskowani, nierozpoznawalni dla osób z zewnątrz. Innym ciekawym, nieznanym szerzej zwyczajem są bziuki. W Koprzywnicy koło Sandomierza w trakcie procesji po rezurekcji grupa mężczyzn, zwanych również bziukami, pluje ogniem, wykonując przy tym charakterystyczny podskok.

Lokalne zwyczaje różnią od siebie, ale ich zasadniczy cel jest ten sam - to zaakcentowanie rangi Wielkiej Nocy i uczczenie zmartwychwstania Chrystusa. Celem było także wyrażenie radości z odradzającej się wiosną przyrody.

PAP: Czy podobne zwyczaje mogą występować w różnych regionach Europy?

A.R.: Tak. Przykładem jest tu zwyczaj bębnienia, a właściwie barabanienia w Wielką Sobotę w Iłży na południowym Mazowszu. Grupa kilkunastu mężczyzn o północy rozpoczyna obchód miasta, rając na bębnie zwanym barabanem. Około godziny 6 docierają do rynku, a tuż przed samą rezurekcją grają przy drzwiach kościoła. Ich trasa liczy kilka kilometrów.

W tym samym czasie ponad 2 tys. km od Iłży, w zachodnich Pirenejach, w co najmniej kilku miejscowościach regionu Nawarra odbywa się masowe, wręcz totalnie bębnienie - tam przez całą noc z soboty na niedzielę bębnią niemal wszyscy mieszkańcy, również dzieci. Zwyczaje zwane tamborradas zostały wpisane na listę UNESCO jako niematerialne dziedzictwo kulturowe ludzkości. Kiedyś wielkanocne bębnienie odbywało się zresztą także w innych krajach Europy, jednak zwyczaj przetrwał w Polsce i Hiszpanii.

PAP: Jakie zwyczaje wielkanocne zanikły?

A.R.: Od średniowiecza do XVI wieku dość powszechnym zwyczajem, nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie były pokutne procesje biczowników. Zwyczaj przetrwał poza Europą, głównie na Filipinach. Tam niektórzy uczestnicy procesji dokonują samobiczowania, i to w niezwykle drastycznej, wręcz ekstremalnej formie, okaleczając się aż do krwi.

Zwyczaj ten w Polsce zanikł już bezpowrotnie, choć kilkaset lat temu był tu niezwykle popularny. Jest drastyczny, niezwykle krwawy i we współczesnych realiach trudny do zaakceptowania.

Zanikł także inny zwyczaj - wielkanocnego pielgrzymowania do Bazyliki Grobu Pańskiego w starej części Jerozolimy. Naturalnie był to zwyczaj i przywilej dostępny wyłącznie dla najbogatszej, wąskiej grupy osób - głównie magnaterii, zamożnej arystokracji. W XVII wieku pojawiła się idea, by Jerozolimę "przenieść" na teren Rzeczypospolitej. W ten sposób powstały popularne do dziś kalwarie. Najbardziej znaną jest Kalwaria Zebrzydowska. Nawet na terenie obecnej Warszawy do ok. 1770 roku funkcjonowała Kalwaria Ujazdowska. W stołecznym kościele św. Aleksandra przy placu Trzech Krzyży zachowała się rzeźba Chrystusa z kaplicy Grobu Pańskiego z Kalwarii Ujazdowskiej. Uczestnictwo w Misteriach Męki Pańskiej na terenie niektórych kalwarii do dziś jest jednak popularne w wielu regionach Polski. (PAP)

Rozmawiał Maciej Replewicz

mr/ miś/ dki/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu zawiercie365.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%