PAP: O gminnych planach zarządzania kryzysowego można powiedzieć, że papier przyjmie wszystko? Mieszkańcy niektórych gmin mówią, że podczas powodzi i po niej zabrakło koordynacji. Rozgoryczeni mieszkańcy zniszczonego Stronia Śląskiego (woj. dolnośląskie) mówią o bezczynności służb. Jak inaczej to wyjaśnić?
Franciszek Krynojewski: W tej sytuacji prawdopodobnie zawiódł człowiek, który nie poradził sobie z podejmowaniem decyzji. Gminy mają obowiązek sporządzania planów zarządzania kryzysowego. Pytanie, czy gmina ma pracownika, który ten plan zna, przygotowywał go i potrafi odpowiednio zareagować. Czy urzędnicy przechodzą szkolenia wewnętrzne?
PAP: Niektóre gminne plany powstają na zasadzie: kopiuj–wklej. Może nie mają szansy zadziałać?
F.K.: W przypadku planów zarządzania kryzysowego nie może być: kopiuj-wklej. Można oczywiście przenieść pewne procedury i rozwiązania. Natomiast plan dla każdej miejscowości powinien być przygotowany w oparciu o ocenę zagrożenia. Gdy plan jest już gotowy, to trzeba go przećwiczyć.
PAP: Jak szczegółowe powinny być gminne plany zarządzania kryzysowego? Powinny zawierać rozwiązania na konkretne sytuacje, typu przekroczenie stanu wody na rzece przepływającej przez miejscowość? Powinny uwzględniać miejsca szczególnie zagrożone np. przerwaniem wału?
F.K.: Inna powódź występuje w Lądku-Zdroju, w Stroniu Śląskim, bo woda w terenach górskich spływa gwałtownie i gwałtownie opuszcza teren, a inna może wystąpić w Raciborzu, Opolu czy Wrocławiu, gdzie nadmiar wody może spowodować przerwanie wałów. Plan musi być przygotowany dla konkretnej miejscowości i przewidywać konkretne działania.
W 1998 r. opracowywałem pierwszy plan przeciwpowodziowy dla Raciborza. Ówczesny prezydent miasta przekazał mi jako wzór dokument planistyczny dotyczący walki z powodzią dla pobliskiej miejscowości, który liczył siedem stron, zatwierdzony przez Najwyższą Izbę Kontroli. Nad dokumentem dla Raciborza pracowałem pół roku. Na blisko 200 stronach opracowałem szczegóły takie jak miejsca zbiórki ewakuowanych, oznaczenie autokarów do ewakuacji i to, gdzie postawić znak wskazujący kierunek, w którym należy się przemieszczać, żeby oddalić się od wody. To bardzo ważne szczegóły.
Szczegółowe plany dla zakładów pracy dotyczą wyznaczania autokaru służącego do ewakuacji, kierowcy i kogo powinien zabrać do pomocy, bo ta osoba powinna potrafić udzielić pierwszej pomocy medycznej i dotrzeć do osób w głębokim stresie. Plany powinny zawierać informacje o miejscach ewakuacji, możliwości wymiany mokrej odzieży, przygotowania posiłków, pobrania wody.
PAP: Obserwuje pan zarządzanie kryzysem na obszarach objętych stanem klęski żywiołowej z dystansu. Czy nasuwają się panu konkretne diagnozy, obserwacje? Z relacji telewizyjnych wynika, że wiele inicjatyw wychodzi spontanicznie od mieszkańców. Czy tak to powinno wyglądać?
F.K.: Ponieważ powódź dotknęła więcej niż jedno województwo, szefem działań związanych z reagowaniem jako przewodniczący zespołu zarządzania kryzysowego w oparciu o Rządowe Centrum Bezpieczeństwa i ministrów jest premier. Śmiem twierdzić, że nie wykorzystano tu wszystkich możliwości.
Stan klęski żywiołowej ogłoszono po raz pierwszy, choć ustawa powstała w 2002 roku. Mimo podobnej katastrofy w 2010 r. choć o mniejszym zagrożeniu, ówczesny rząd nie zdecydował się na wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, a mógł wykorzystać tę sytuację do przećwiczenia procedur. Tego nie zrobiono.
Obecnie premier wydał rozporządzenie odnośnie do wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, ale ujął w nim tylko cząstkę tych rzeczy, które ustawa umożliwia, czyli m.in. obowiązkową ewakuację oraz finansowanie. Rozporządzenie nie dotyczy natomiast świadczeń rzeczowych i osobistych.
Przecież w każdej gminie jest jakiś sprzęt ciężki, traktory, samochody ciężkie, które w takiej chwili powinny być natychmiast wykorzystane do pomocy, a to można zgodnie z ustawą zrobić w ramach świadczeń rzeczowych.
Natomiast my mamy wolontariat, czyli ludzie sami się gromadzą i pomagają. Oczywiście i tak powinniśmy postępować. Jednak jeśli w trakcie takiego wolontariatu coś się stanie, to ubezpieczyciel może nie przychylić się do uwzględnienia roszczenia. Gdyby sprzęt był wykorzystywany w ramach świadczeń rzeczowych, to objęłyby go prawa dotyczące odpowiedniego ubezpieczenia. Mam tu także na myśli utratę zdrowia lub życia.
PAP: Co z obroną cywilną?
F.K.: Obrony cywilnej nie ma, bo nie ma ustawy o obronie cywilnej, choć są projekty.
PAP: Jaką rolę mogłaby odegrać obrona cywilna podczas obecnej powodzi?
F.K.: Na podstawie rozporządzenia z 1993 r. funkcjonowały formacje obrony cywilnej. Jej członkowie i formacje, gdyby doszło do katastrofy, od razu zostałyby powołane do działania. Członkowie tych formacji byliby przeszkoleni na potrzeby działań ratujących ludzi. Operacyjny plan przeciwpowodziowy dla Raciborza, o którym wspomniałem, zakładał powstanie plutonu przeciwpowodziowego wyposażonego w łodzie motorowe przeznaczone do ewakuacji ludzi i dostarczania żywności tym, którzy zostali na najwyższych kondygnacjach.
PAP: Gminy mają plany na powrót do stanu sprzed klęski?
F.K.: Ten element musi być w planie, obok zapobiegania, przygotowania i reagowania jest także odbudowa. To konieczne, bo niektórzy nie mają do czego wrócić.
Rozmawiała Katarzyna Nocuń (PAP)
kno/ jann/ wus/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz