Odwołanie prezesa Jarosława Mazura wywołało w Zawierciu burzę. Pod urzędem protestowali pracownicy spółki, zjechały się śmieciarki. Prezydent Konarski przez kilka dni unikał spotkania z załogą ZGK, ale ostatecznie ugiął się pod ich żądaniami i w porozumieniu z nowym prezesem Mariuszem Grabarczykiem powierzył Mazurowi stanowisko prokurenta. Miał ściśle współpracować z prezesem Grabarczykiem, uzdrowić relacje z załogą i być gwarantem przywracania w ZGK „normalności".
Zapewnienia prezydenta okazały się blefem.
W praktyce, jak ustaliliśmy, Mazur odcięty został od wszelkich kluczowych decyzji jak i informacji na temat działalności Spółki. Mariusz Grabarczyk, zaufany człowiek prezydenta Konarskiego, wszystkie decyzje podejmował w porozumieniu z Bartoszem Kobą – szarą eminencją Zawiercia, prokurentem w RPWiK i bliskim współpracownikiem Katarzyny Stachowicz, byłej wiceprezes RPWiK. Jak się nieoficjalnie mówi, Koba miał pilnować, aby żadne niekorzystne dla prezydenta Konarskiego informacje nie wypłyną poza mury ZGK.
W piątek 24 listopada Mazurowi wręczono pozbawiające go stanowiska prokurenta. Dlaczego to takie istotne? Posiadanie prokury samoistnej, a takie pełnomocnictwo miał właśnie Jarosław Mazur, pozwalało mu zarządzać spółką niemal na takim samym poziomie jak prezes. Jednym dokumentem Mariusz Grabarczyk pozbawił go tych uprawnień.
Jak się dowiedzieliśmy, wkrótce pracę straci także pracownik, który podczas październikowego protestu otwarcie krytykował prezydenta Łukasza Konarskiego i prezesa Mariusza Grabarczyka. Mówił o nieprawidłowościach w spółce, wytykał Grabarczykowi, że jest „marionetką w rękach prezydenta", a prezydentowi – że boi się ujawnienia prawdy o ZGK.
Czyżby wypowiedziane wówczas słowa były przysłowiowym gwoździem do trumny? Jak ustaliliśmy, pracownik zwrócił się w prośbą o przedłużenie umowy o pracę, ale prezes Grabarczyk już zapowiedział, że tego nie zrobi. Przypadek?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz