Zamknij

Wojciech Smarzowski o filmie „Dom dobry”: wszystko, co zobaczą widzowie, wydarzyło się naprawdę

PAP 10:08, 06.11.2025 Aktualizacja: 10:08, 06.11.2025
Skomentuj PAP PAP

Wojciech Smarzowski od wielu lat zabiera widzów w podróż po Polsce, której wolelibyśmy nie znać. Demaskuje obłudę, okrucieństwo, chciwość, antysemityzm. Tak było w jego głośnych filmach "Róża", "Wesele", "Dom zły", "Drogówka", "Kler", "Wołyń". W swoim najnowszym dziele "Dom dobry" zagląda do "dobrych domów", w których za zamkniętymi drzwiami dzieję się rzeczy straszne.

Wszystko, co zobaczą widzowie, wydarzyło się naprawdę, zostało przeze mnie usłyszane lub przeczytane. Nic nie wymyśliłem, bo gdybym zaczął się rozwijać w inscenizacji sprzęt przemocowych, to oznacza, że moje miejsce jest na kozetce, a nie za kamerą - powiedział PAP Life Wojciech Smarzowski przy okazji premiery swojego filmu "Dom dobry". Obraz wchodzi do kin 7 listopada.

"Dom dobry" zaczyna się jak film o miłości. Dwudziestoparoletnia Gośka, lektorka angielskiego (Agata Turkot) poznaje w internecie starszego od siebie Grześka (Tomasz Schuchardt), politycznie umocowanego urzędnika z niewielkiego miasteczka. Jest przekonana, że to wielka miłość. Grzesiek obsypuje ją kwiatami, szybko proponuje, żeby się do niego wprowadziła, oświadcza się w Wenecji. Wszyscy Gośce gratulują dobrego męża, ale szybko na idealnym obrazku pojawiają się rysy. Zaczyna się od umniejszania, małych scen zazdrości, lekceważenia, a później dochodzi do upokarzania, bicia, gwałcenia.

- Robię filmy o tym, co mnie boli. Lubię, jeżeli widz wyjdzie z kina wzruszony, poruszony. W przypadku "Domu dobrego" mam nadzieję, że nauczymy się rozróżniać konflikt od przemocy, albo przemoc od konfliktu. To jest ważne - mówi PAP Life Smarzowski.

I wyjaśnił: - Schemat jest taki, że pojawiają się motyle w brzuchu, jest miłość, jest fantastycznie, potem zgrzyt. No, ale znowu jest miłość, są kwiaty, znowu jest fantastycznie i potem zgrzyt. Ale musimy się zająć sobą, musimy się poznać. Nie zajmujemy się już naszymi znajomymi, nie mamy czasu do nich dzwonić, nie mamy już kontaktu z rodziną, no bo jest miłość i znowu zgrzyt. Następuje izolacja. A jak jeszcze pojawia się dziecko, kredyt, to nie wiadomo, kiedy minęły trzy lata. I już nie ma tych motylów w brzuchu, a są tylko zgrzyty.

 

Reżyser powiedział, że w pracy nad "Domem dobrym" najtrudniejsze były dwa etapy. - Pierwszy to był bezpośredni kontakt z osobami, które zaznały przemocy. Dlatego, że można czytać o przemocy, ale co innego, kiedy się rozmawia, kiedy się czasem milczy, kiedy się czuje emocje. I to jest ważniejsze niż słowa zapisane czy przeczytane. To był pierwszy ważny etap i wtedy konstruowałem scenariusz. A drugi to te kilka scen, dość trudnych, drastycznych, które realizowaliśmy w trakcie zdjęć. Mam za sobą już kilka scen przemocowych w różnych filmach. Tylko, że tam przemoc działa się kiedyś, w czasie wojny. Jest jakaś klamra, umowność. A ta przemoc, o której tutaj opowiadamy, dzieje się za ścianą. W filmie widzowie i tak oglądają tylko fragment takiej sceny. Dlatego, żeby właśnie nie mnożyć dubli, robiłem jedno długie ujęcie, które trwało np. cztery minuty. I po tym ujęciu i ja, i część ekipy patrzyliśmy w buty ze wstydu - wspomina.

Smarzowski zdradził także, że początkowo zastanawiał się, czy akcja filmu nie powinna rozgrywać się, gdzie indziej. - Kiedy wymyślałem ten film, miałem trzy opcje. Po pierwsze, pomyślałem sobie, że mógłby się dziać na Wilanowie. Dlatego, że tam domy są bardzo blisko siebie, mają ogromne tarasy, szyby i tak naprawdę to, co się dzieje, może być dostrzeżone przez sąsiadów. Myślałem też o tym, żeby zrobić tę historię np. na wakacjach i też wszystko się rozgrywa na oczach innych rodzin. No, ale jestem z Podkarpacia, z małego miasteczka i jakoś najbliżej mi było do tego, żeby akcja działa się w mniejszym mieście.

 

Reżyser podkreśla też, że ważne było dla niego to, by główny bohater nie był alkoholikiem. - Bo jest coś takiego, że funkcjonują w naszych głowach stereotypy. Jak melina, to się muszą bić. Zrobiłem film "Dom zły", gdzie bohater Dziabas uderzył Dziabasową. O wielu aspektach tego filmu się mówiło: późny Gierek, wczesny Jaruzelski, ale nikt nie poruszył tego, że tam jest przemoc. Po prostu się napił, poniosło go, był zazdrosny, uderzył. A ewidentnie nie uderzył jej wtedy pierwszy raz. I to był dom przemocowy. Wtedy, kilkanaście lat temu nikt na to nie zwrócił uwagi. Myślę, że dziś już ktoś by o tym napisał. Jestem przekonany, bo pojęcie przemocy ewoluuje. Ale zależało mi na tym, żeby bohaterowie "Domu dobrego" wymykali się takiemu stereotypowi, że jak pijany, to może uderzyć.

 

Smarzowski opowiedział także o pracy z odtwórcami głównych ról, Agatą Turkot i Tomaszem Schuchardtem. - W każdym moim filmie aktorzy są bardzo ważni. W tym sytuacja była wyjątkowa, dlatego że zdecydowałem się, że główną rolę zagra Agata Turkot i musiałem znaleźć dla niej partnera, który by jej zapewnił komfort na zdjęciach. Mieliśmy zdjęcia próbne, zaprosiłem kilkunastu świetnych aktorów. Nie sprawdzałem, czy oni potrafią grać, bo wiem, że oni potrafią. Natomiast ta empatia i bezpieczeństwo było bardzo ważne. Próbowałem Agacie i Tomkowi zapewnić komfort w filmie, w którym komfortu nie ma. To się przełożyło też na to, że ograniczyliśmy ekipę, nie używaliśmy radia na planie, że operatorką kamery była Ola Kamińska - dziewczyna w wieku Agaty, nie mnożyłem dubli na przykład - wyjaśnia.

 

"Dom dobry" po pierwszych pokazach wywołał ogromne emocje wśród widzów i krytyków. Film był pokazywany na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Jury konkursu głównego pominęło dzieło Smarzowskiego, nie przyznając mu żadnej nagrody. Za to na Warszawskim Festiwalu Filmowym, Specjalną Nagrodę Jury otrzymała główna obsada filmu.

 

W rozmowie z PAP Life Smarzowski odniósł się do zarzutów, że jego film jest zbyt brutalny. - Przemocy w tym filmie jest tyle, ile powinno być. Jestem przekonany, że osoby, które doświadczyły przemocy, nie uznają, że ten film jest zbyt brutalny czy zbyt drastyczny - wiem o tym. Natomiast osoby, które nie doznały przemocy, mogą tak poczuć. Oraz ci, którzy stosują przemoc. Tylko tutaj dotykamy prawdy - mówi Smarzowski.

I dodał: - Wszystko, co zobaczą widzowie, wydarzyło się naprawdę, zostało przeze mnie usłyszane lub przeczytane. Nic nie wymyśliłem, bo gdybym zaczął się rozwijać w inscenizacji sprzęt przemocowych, to oznacza, że moje miejsce jest na kozetce, a nie za kamerą.

 

W "Domu dobrym" obok Agaty Turkot i Tomasza Schuchardta zobaczymy także Agatę Kuleszę, Marię Sobocińską, Andrzeja Konopkę, Arkadiusza Jakubika, Julię Kijowską i Michała Czerneckiego. Autorem zdjęć jest Krzysztof Komander.

 

"Dom dobry" wchodzi do kin 7 listopada. (PAP Life)

Autorka: Iza Komendołowicz

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%