Zamknij

„Bo mnie stać na blagę” – zebrane utwory satyryczne Szpotańskiego w księgarni od piątku

08:18, 26.05.2023 Aktualizacja: 09:24, 26.05.2023
Skomentuj PAP PAP

Janusz Szpotański (1929-2001) to poeta, krytyk i teoretyk literatury, tłumacz, szachista z tytułem mistrza krajowego; a przede wszystkim satyryk, który swą twórczością rozwścieczył Władysława Gomułkę, pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Towarzysz Wiesław, 19 marca 1968 r., w przemówieniu do warszawskiego aktywu partyjnego w Sali Kongresowej, wspomniał "niejakiego Szpotańskiego, który został skazany na trzy lata więzienia za reakcyjny paszkwil, ziejący sadystycznym jadem nienawiści do naszej partii i do organów władzy państwowej". "Utwór ten zawiera jednocześnie pornograficzne obrzydliwości, na jakie zdobyć się może człowiek tkwiący w zgniliźnie rynsztoka, człowiek o moralności alfonsa" - recenzował z trybuny "Gnom".

"Bo mnie stać na blagę" - zebrane utwory satyryczne Janusza Szpotańskiego opracowane przez Antoniego Liberę, są dostępne w księgarniach od piątku. Całe dzieło Szpotańskiego to - parafrazując tytuł wiersza Zbigniewa Herberta "Potęga smaku" - potęga drwiny - ocenia Libera.

"Warto docenić ten jeden z emocjonalnie najbarwniej nacechowanych zwrotów w bezdennie nudnych publicznych wynurzeniach towarzysza Wiesława. Jeśli ktoś w kraju nie słyszał wcześniej o Januszu Szpotańskim, to po tak brawurowym passusie pierwszego sekretarza KC PZPR na pewno zapamiętał personalia pisarza. Na ogół po to, aby dotrzeć do tak zareklamowanej twórczości" - napisał Janusz R. Kowalczyk na portalu Culture.pl (2018).

"Ten Szpotański to straszny świntuszek, ale niech sobie będzie" - miał powiedzieć w 1967 r. autor "Traktatu o dobrej robocie", prof. Tadeusz Kotarbiński (cytowany przez Irenę Lasotę), który w "Cichych i gęgaczach" został sportretowany w dosyć mało wybredny sposób. "Wesolutkie są me smutki, / bo już mam rozumek krótki / i sklerozę, że aż hej, / więc się śmiej, staruszku, śmiej! / Wesołe jest życie ramola / i sprzyja mu PRL. / Gdy słabnie intelekt i wola, / socjalizm osiąga swój cel!" - wyśpiewywał "Świecki Archanioł". "Zasady pansomatyzmu / prowadzą do ateizmu, / bo jeżeli byłby Bóg, / to czy by pozwolić mógł / na Traktat o dobrej robocie / i cały logiczny ten szmelc" - podsumowywał na melodię "Wesołego życia staruszka" z Kabaretu Starszych Panów.

"To był PRL Gomułki, PRL taniochy, małych intryg, ale też PRL, w których rodziły się nowe myśli i postawy. PRL, w którym nabierali sił późniejsi twórcy Solidarności. PRL lat 1960-1966, który jednak był tak nudny, że gdyby nie satyra Szpotańskiego, to poszedłby on prawie całkiem w zapomnienie" - pisze Irena Lasota w zawartym w "Bo mnie stać na blagę…" tekście pt. "Szpot w +słodkich latach sześćdziesiątych+". "Wszyscy garnęli się do, nieraz podchmielonego, Szpota, a on z wielką dezynwolturą opowiadał dowcipy i wyśmiewał się właściwie z każdego i ze wszystkiego" - dodaje.

Książka została wydana nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego (PIW), z którym - jak przypomina Antoni Libera - Szpotański był związany jako redaktor w latach 50. i 60. dwudziestego wieku, i w którym (z kilkuletnim poślizgiem) zadebiutował jako krytyk literacki opracowaniem pism Karola Irzykowskiego.

"Co ważniejsze jednak, komplet utworów satyrycznych Szpota ukazuje się w szczególnej chwili historycznej" - podkreśla Libera. "Na Ukrainie toczy się okrutna wojna, rozpętana przez barbarzyńską Rosję, a na Zachodzie - szaleńcza wojna kultur, osłabiająca europejskiego ducha. Oba zjawiska zostały proroczo - wręcz kasandrycznie - przepowiedziane przez Autora w +Carycy i zwierciadle+ oraz w +Bani w Paryżu+" - wyjaśnia we wstępie autor opracowania. Jego zdaniem, "Genialny Szpot" - jak zwano go w środowisku peerelowskiej opozycji, a później w szerokich kręgach Solidarności - "zawsze tak wyczulony na powiewy Historii i bezbłędnie wyczuwający sytuację polityczną, oto zza grobu raz jeszcze daje o sobie znać jako swoisty barometr czasu, jako szyderczy, ale i pełen goryczy Stańczyk".

"Carycę i zwierciadło", satyryczną wizję Rosji i ZSRS Szpotański - podpisany jako Aleksander Oniegow - napisał w 1974 roku. Carycą w jego ujęciu był sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew. "Można jej nie lubić, bo jest dosadna, czasem wulgarna, ale celna i wnikliwa. Nieprawdą jest, jak mówili niektórzy, że ma formę prostackiej rymowanki. Oni nie dostrzegli wyrafinowania klasycznego wiersza" - ocenił Marek Nowakowski w "Okopach Świętej Trójcy" (2014).

Tytuł tomu został wyjęty z "Bani w Paryżu". "Chociaż wziął mnie tu w kraju gnom na krótki łańcuch, / nie przeszkodzi fantazji mojej w dzikim tańcu. / Gdy mi z kraju nie dają wyjechać legalnie, / ja znajdę się w Paryżu, by tak rzec, mentalnie, / jak Prus, który nie ruszał się nawet na Pragę, / a opisał wszak Paryż — bo mnie stać na blagę!" - napisał Szpotański w 1978 roku. Słowa te przywołał Antoni Libera podczas uroczystości żałobnych w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie 19 października 2001 roku.

"Pomysł tego poematu wpadł mi do głowy w kilka miesięcy po ukończeniu +Carycy i zwierciadła+. Miała to być satyra na tzw. nową lewicę" - wyjaśnia w książce sam Szpotański. "Grupa ultralewicowych intelektualistów paryskich, na czele której stoją: rozszalały filozof Lew Levy-Stoss, fanatyczny ksiądz latynoski Carramba i radykalna feministka księżna de Guise, postanawia zadać decydujący cios znienawidzonej kulturze burżuazyjnej, burząc katedrę Notre-Dame i wznosząc na jej miejscu postępową banię, czyli łaźnię - olbrzymią budowlę, stanowiącą skrzyżowanie prawosławnej cerkwi z Centre George Pompidou" - opisuje Szpot, przepowiadając w pewnym sensie pożar paryskiej świątyni w 2019 roku i jego następstwa. "Wysadzenie katedry ma być połączone z wielką pompą: oto, gdy opadnie kurzawa spowodowana wybuchem, na wyspę Cité ma wkroczyć na czele barwnego pochodu małżonka filozofa Stossa, Madame Bonja, jako bogini Thermosu i Hydrosu i dokonać aktu położenia kamienia węgielnego pod przyszłą budowlę" - trudno się chyba oprzeć wrażeniu, że przypomina to z kolei "intronizację" nowej dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie we wrześniu 2022 roku. "Akcja poematu zaczyna się w momencie omawiania szczegółów tej rewolucyjnej imprezy w intelektualnym salonie księżnej de Guise. Panuje tam nieopisany harmider, wszyscy mówią jednocześnie, nawzajem się przekrzykując i kiedy wydaje się, że cała rzecz stoczy się w absurd, zabiera głos wielki przyjaciel i autorytet lewaków, pułkownik Iwan Edmundowicz Gułagow, attaché kulturalny ambasady radzieckiej" - wyjaśnia Szpotański.

"Całe dzieło Janusza Szpotańskiego to - parafrazując tytuł wiersza Zbigniewa Herberta +Potęga smaku+ - potęga drwiny" - mówi PAP Libera. "Szpot odnosił się do szaleństwa wszelkiej ideologii. Teraz znów żyjemy w takiej atmosferze. Czymże innym jest +filozofia gender+, multikulti lub wariacka i nieszczera pokuta za kolonializm - ci piłkarze klękający przed meczami? To czysty obłęd" - ocenia.

W innym miejscu książki Szpotański wspomina swój słynny proces. "Chociaż mieli mnie nareszcie już w tej ciupie, długo jednak jeszcze nie mogli udowodnić mi autorstwa Opery ani tego, że ją rozpowszechniałem. Dopomogło im w tym czy wręcz umożliwiło dopiero kilku świadków, którzy pytani na tę okoliczność, czy wykonywałem mianowicie Operę na przyjęciu w pewnym mieszkaniu, ze szczegółami potwierdzili ten fakt. Nie będę tutaj wymieniał ich nazwisk, zresztą sprawa jest powszechnie znana" - pisze Szpotański w "Jak zostałem poetą satyrycznym", przywołując z nazwiska jedynie "pewną starszą, bardzo czcigodną damę - księżnę Radziwiłł". "Otóż kiedy ją właśnie przesłuchiwano w mej sprawie i zadano to kluczowe pytanie, czy śpiewałem tam jakieś piosenki, to ona odpowiedziała tak: - Może on i coś tam śpiewał, ale ja nic nie zapamiętałam, bo to nie było o ludziach z towarzystwa" - relacjonuje.

"Janusz Szpotański, pseud. Władysław Gnomacki, Aleksander Oniegow, przez przyjaciół nazywany Szpotem - niem. Spott, szyderstwo, kpina - był autorem prześmiewczych poematów komicznych, w których bezwzględnie szyderczej krytyce poddawał prominentnych działaczy PZPR rządzących PRL" - przypomniał Kowalczyk.

"Świat był rzeczywiście wtedy inny niż dziś, może mniej, a może bardziej zabawny, ale człowiek z ironią i językiem Szpota miałby dziś zakaz wstępu do każdej kawiarni czy nawet baru mlecznego. Rozszarpałaby go policja poprawności politycznej i mam nadzieję, że tej książki nie wezmą do ręki ludzie, którzy wierzą, że trzy lata więzienia za takie świństwa to za mało. Szpot widział każdą rysę, a jeśli kogoś nie lubił, to rysa stawała się wielka jak przepaść, a jeśli lubił, to docinki i przezwiska owijał w rodzaj czułości" - ocenia Irena Lasota.

"Bo mnie stać na blagę…" - zebrane utwory satyryczne Janusza Szpotańskiego opracowane przez Antoniego Liberę, są dostępne w księgarniach od piątku.

Paweł Tomczyk (PAP)

pat/ skp/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%