Rywalizacja obu zespołów to zawsze wielkie wydarzenie, bez względu na okoliczności. Tym razem odwieczni rywale przystąpią do gry jako drużyny dolnej połowy tabeli - obie mają po 16 punktów i Legia zajmuje 11. miejsce, a Widzew plasuje się dwie pozycje niżej.
Piłkarze Widzewa Łódź podejmą w niedzielę Legię Warszawa w meczu ekstraklasy. Obie drużyny plasują się w dolnej połowie tabeli i obie miały przed sezonem miały znacznie większe ambicje. To jednak ligowy klasyk, który zawsze wzbudza emocje i uchodzi za święto futbolu w Polsce.
Oba zespoły przed sezonem miały całkiem inne plany i dużo większe ambicje.
Łodzianie po zmianach właścicielskich - większościowym udziałowcem spółki został Robert Dobrzycki, znany przedsiębiorca z jednej z największych firm deweloperskich na świecie, który od dawna kibicuje Widzewowi i już wcześniej wspierał go finansowo - i rekordowych transferach chcieli wrócić do ligowej czołówki i chcieli włączyć się do walki co najmniej o europejskie puchary, w których nie było ich już ponad ćwierć wieku. Tymczasem już dwukrotnie doszło w Widzewie do zmiany trenera, najdroższe nabytki spisują się poniżej oczekiwań i możliwości, więc trudno się dziwić rozczarowaniu stęsknionych za meczami o najwyższą stawkę fanów Widzewa.
W Legii latem doszło do prawdziwej personalnej rewolucji, a cel zatrudnienia byłego selekcjonera reprezentacji Rumunii Edwarda Iordanescu i całej rzeszy doświadczonych polskich i zagranicznych piłkarzy ogranych w silniejszych ligach był jeden - odzyskać mistrzostwo Polski, na które przy Łazienkowskiej czekają od 2021 roku.
Tymczasem włodarzom klubu przyszło już gasić kolejne pożary. Najpierw po serii słabych wyników nastroje na chwilę uspokoiła wygrana z Szachtarem Donieck (2:1) w Lidze Konferencji, ale czwartkowa porażka po dogrywce z Pogonią Szczecin (1:2) już w 1/16 finału Pucharu Polski przelała czarę goryczy obu stron i rozstano się z trenerem Iordanescu. W niedzielę legionistów poprowadzi Inaki Astiz, który od dłuższego czasu był w sztabie szkoleniowym stołecznego zespołu, a wcześniej przez wiele lat był jego obrońcą. Dobrą wiadomością dla fanów warszawskiej drużyny może, że jako piłkarz Hiszpan nigdy z Widzewem nie przegrał.
Niezależnie od aktualnej sytuacji w obu klubach, klasyk to klasyk - w niedzielę jego 75. odsłona w ekstraklasie - i emocje są w nim gwarantowane.
W maju 2016 roku na oficjalnej stronie Legii, z okazji setnej rocznicy powstania stołecznego klubu, ogłoszono wyniki plebiscytu na "Rywala stulecia". Zaskoczenia nie było - najwięcej głosów otrzymał Widzew, choć wówczas przeżywał ogromne kłopoty i od sezonu 2015/16 musiał wracać do piłkarskiej elity z piątego poziomu rozgrywek (4. liga).
- To nie jest mecz jak każdy inny. Każdy marzy, żeby w nim uczestniczyć - powiedział w lutym 2023 roku, przed starciem obu drużyn w Warszawie (2:2), ówczesny trener Widzewa Janusz Niedźwiedź.
Pracujący od niedawna w łódzkim klubie Igor Jovicevic też już zdążył się dowiedzieć, jak ważne są to mecze.
- Wiem, że to jedna z najważniejszych rywalizacji w Polsce. Nasz stadion będzie pełny, a my chcemy wygrać - przekonywał Chorwat.
Bez względu bowiem na wszystko, to pojedynki, które od kilku dekad elektryzują mnóstwo kibiców i są nawet nazywane "derbami Polski".
Oba zespoły to nie tylko odwieczni rywale, ale również jedyne drużyny, które reprezentowały Polskę w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Widzew awansował do niej w 1996 roku, a Legia - rok wcześniej oraz w 2016. To również jedyni polscy półfinaliści Pucharu Europy (poprzednika Ligi Mistrzów). Legia dokonała tego w 1970, zaś Widzew - w 1983 roku.
Szczyt popularności tego klasyka przypada na lata 80. i 90. Wtedy meczami Widzewa z Legią żyła cała piłkarska Polska, ale były one także powodem do szczególnej mobilizacji policji. Przede wszystkim jednak decydowały o mistrzostwie kraju, jak w 1996 i 1997 roku, gdy Widzew zwyciężył dwukrotnie w Warszawie.
W maju 1996 roku łodzianie, dopingowani na Łazienkowskiej przez kibiców, którzy przyjechali do Warszawy dwoma wypełnionymi po brzegi pociągami, zwyciężyli 2:1, chociaż przegrywali 0:1. Sukces przybliżył ich do tytułu, który zdobyli dwa tygodnie później.
Po pół roku Widzew wygrał u siebie 1:0, a druga połowa meczu została opóźniona o kilka minut, ponieważ kibice Legii obrzucili racami pole karne bramki Macieja Szczęsnego, byłego golkipera stołecznego klubu. Dym zasłonił niemal całe boisko.
W czerwcu 1997 roku w Warszawie miał miejsce niezapomniany odcinek tego serialu. Do 90. minuty gospodarze prowadzili 2:0, ale ostatecznie przegrali 2:3. Łodzianie świętowali wówczas drugi z rzędu tytuł mistrza kraju.
Do dzisiaj, gdy ktoś w Polsce odrabia w końcówce meczu duże straty, jest porównywany z tamtym zespołem Widzewa. A samo spotkanie zostało okrzyknięte najlepszym w historii polskiej ekstraklasy.
Legioniści częściowo zrewanżowali się łodzianom dwa miesiące później, gdy w spotkaniu o Superpuchar zwyciężyli 2:1. Tym razem to oni przegrywali 0:1, ale potrafili odwrócić losy meczu. Lepsi okazali się również w październiku 1997 roku - wygrali 3:1.
W kwietniu 1999 roku widzewiacy prowadzili u siebie z Legią już 2:0, lecz goście doprowadzili do wyrównania. Ostatni cios zadali jednak łodzianie. W 75. minucie zwycięstwo 3:2 zapewnił im Radosław Michalski, który - podobnie jak Szczęsny - przeszedł do Widzewa z Legii latem 1996 roku.
Tradycja zobowiązywała i 15 kwietnia 2000 roku Widzew znów wygrał u siebie 3:2, tym razem zwycięską bramkę zdobył w 90. minucie Dariusz Gęsior.
To była - aż do marca 2024 roku - ostatnia wygrana łodzian w tej prestiżowej rywalizacji. W sezonie 2001/02 obie ekipy na skutek m.in. regulaminu - podziału ekstraklasy na dwie grupy - nie zmierzyły się ze sobą.
Fani Legii też mają co wspominać, choćby spotkanie z czerwca 2004 roku. Rozbity i już pogodzony ze spadkiem z ekstraklasy łódzki zespół przegrał w stolicy 0:6, a obrazu klęski Widzewa dopełnił fakt, że jedną z bramek zdobył z rzutu karnego... bramkarz Artur Boruc.
W pierwszych dwóch dekadach XXI wieku warszawsko-łódzki szlagier nieco stracił blask. Głównie z powodu problemów Widzewa, który w latach 2004-06, 2008-10 i 2014-22 nie występował w ekstraklasie. Nic dziwnego, że zaczęto mówić o tych pojedynkach jako o "zakurzonym klasyku".
W 2019 i 2020 roku doszedł do skutku w rywalizacji o Puchar Polski (dwukrotnie w Łodzi wygrała Legia - 3:2 i 1:0), ale na ligowe starcie czekano prawie dziewięć lat.
Łącznie w ekstraklasie oba zespoły zmierzyły się 74 razy. Legia triumfowała w 35 spotkaniach, w 20 padł remis, a 19 razy górą był Widzew.
Łodzianie zwyciężyli ostatnio 10 marca 2024 roku. Czekali na triumf nad Legią aż 24 lata - od kwietnia 2000 roku, gdy wielu obecnych fanów Widzewa nie było jeszcze na świecie. Wygraną 1:0 u siebie zapewnił w doliczonym czasie gry mocnym strzałem Hiszpan Fran Alvarez, a trybuny oszalały ze szczęścia.
Kilka dni później, w ramach podziękowania, bohater Widzewa otrzymał od kibiców... 40-letnią butelkę markowego alkoholu.
O randze tego meczu świadczył fakt, że łodzianie wystąpili w specjalnych strojach, stylizowanych na trykoty z sezonu 1996/97, gdy Widzew obronił mistrzostwo po wspomnianym zwycięstwie 3:2 w Warszawie. Znów przyniosły im szczęście...
"Sezon 1996/97 to występy w elitarnej Lidze Mistrzów oraz tytuł mistrza Polski zdobyty w meczu nazywanym często najbardziej dramatycznym w historii polskiej piłki nożnej w wydaniu ligowym. By upamiętnić ten piękny czas, Widzew prezentuje wyjątkową koszulkę meczową, w której piłkarze zagrają tylko raz, w starciu przeciwko Legii" - przekazano przed tamtym meczem na oficjalnej stronie klubu.
Ostatnie jak dotychczas spotkanie odbyło się 15 maja tego roku w Łodzi. Goście, opromienieni zdobyciem dwa tygodnie wcześniej Pucharu Polski, dwoma golami w pierwszej połowie szybko rozwiali nadzieje miejscowych. Bramki zdobyli Japończyk Ryoya Morishita i Hiszpan Marc Gual, którzy... opuścili już Warszawę. To też pokazuje skalę zmian, na jakie zdecydowano się latem w Legii.
W niedzielę obie drużyny postarają się zapomnieć o dotychczasowych niepowodzeniach. Wygrana w "takim meczu" może stanowić punkt zwrotny, a do końca rozgrywek jeszcze daleko.(PAP)
pp/ bia/ krys/
Ulica Szkolna w Rokitnie Szlacheckim tonie w dziurach!
Po prostu wstyd, aby w XXI wieku były jeszcze w Polsce drogi z dziurami, jak ser szwajcarski.
Piotr
14:55, 2025-05-20
Krzysztof Cugowski porwał publiczność w Zawierciu!
Świetny koncert. Jednak autor artykułu podaje nieprawdziwe informacje. Krzysztof Cugowski na tym koncercie nie zaprezentował utworów Takie Tango i Bal wszystkich świętych.
Agata
21:34, 2025-02-04
Uroczysta Przysięga Wojskowa Żołnierzy w Zawierciu
jak zwykle Wasi reporterzy na miejscu:)
speedo
06:14, 2024-12-03
Jak spełniono marzenia strażaków z Zawiercia?
Nic nowego znowu władza piastuje swojego 👎
Henryk
18:22, 2024-11-11
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz