Zamknij

W Jeżach pochowano 14-letniego Ernesta, który utonął ratując żaglarzy

16:29, 13.08.2021 PAP Aktualizacja: 16:29, 13.08.2021
Skomentuj PAP PAP

Tłumy ludzi - zarówno tych, którzy znali Ernesta, jak i zupełnie obcych, poruszonych tragedią chłopca - uczestniczyły w piątek w pogrzebie. Ludzi było tak wielu, że nie zmieścili się w kościele, a auta były ustawione wzdłuż drogi przez całą miejscowość. Wiele osób przyniosło białe kwiaty i znicze.

W Jeżach koło Pisza pochowano 14-letniego Ernesta Banacha, który utonął we wtorek ratując dwóch porażonych prądem żeglarzy. Bohaterskiego chłopca prezydent pośmiertnie odznaczył medalem "Za ofiarność i odwagę". Biskup pomocniczy ełcki Adrian Glabas powiedział, że czyn chłopca jest wzorem dla każdego.

Przy trumnie Ernesta przez całą mszę stali młodzi zawodnicy Klubu Sportowego Mazur Pisz - Ernest był kapitanem tej drużyny i został pochowany ubrany w piłkarski strój. Koledzy na trumnie położyli koszulkę z numerem 9 i nazwiskiem chłopca. Wartę pełnili też strażacy i policjanci. Na cmentarz trumnę niesiono przy dźwiękach strażackiej orkiestry. Na cmentarzu młodzi piłkarze odpalili świece dymne.

"Byłeś pełen humoru, każdego umiałeś rozśmieszyć i choć byłeś najlepszym uczniem w szkole, a tacy zwykle kolegów nie mają, to ty byłeś lubiany przez wszystkich" - mówiła koleżanka, która wspólnie z Ernestem chodziła do szkoły podstawowej w Jeżach. Po wakacjach Ernest miał rozpocząć naukę w liceum w Piszu.

W miniony wtorek po treningu piłkarskim Ernest z grupą kolegów zobaczył, że w rzece Pisie topi się dwóch dorosłych mężczyzn, którzy z jachtu wpadli do wody. Maszt tego jachtu zahaczył o linię wysokiego napięcia i doszło do porażenia prądem. Załoga jachtu wzywała pomocy. Chłopiec bez wahania rozebrał się i wskoczył do wody. MOPR podał, że zdołał odwrócić jednego z poszkodowanych twarzą do góry i położyć na kamizelce ratunkowej. Z nieznanych powodów - jedni mówią, że Ernest dotknął metalowego elementu jachtu, inni, że na skutek kolejnego rażenia prądem Ernest zniknął pod wodą. Sekcja zwłok wykazała, że się utopił. Poszukiwania chłopca trwały ponad godzinę, znaleziono go na dnie rzeki.

"To, co zrobił Ernest było impulsem miłości. Tylko człowiek, który ma Boga w sercu zdolny jest do takiego czynu" - mówił podczas homilii ksiądz i pytał zebranych "kto z nas by tego dokonał, bez smartfona, bez aplikacji +Ratunek+". Kapłan zwracał uwagę, że zachowanie Ernesta było efektem jego wychowania przez rodziców, szkołę i Kościół - Ernest od małego był ministrantem, w minioną niedzielę pełnił na mszy służbę lektora.

Biskup pomocniczy Ełcki Adrian Glabas powiedział, że czyn chłopca "jest tak bohaterski, że bez wątpienia Ernest jest w niebie".

"Ta śmierć pokazuje nam, że mamy takich Ernestów szukać wkoło siebie, i żebyśmy sami byli tacy jak Ernest. Żebyśmy słyszeli wokół siebie wołanie o pomoc, nie tyko tych, którzy topią się w rzece, czy jeziorze ale też tych, którzy tonął w odmętach życia" - mówił biskup Glabas. Zwracając się do zebranych w kościele podkreślał, że mamy "nie stać jak słupy soli, tylko mamy ratować tego, kto się topi".

Największe wzruszenie wśród zebranych w kościele wywołały słowa mamy Ernesta, Moniki. Wspominała, że na zakończenie roku szkolnego wspólnie z synem posadzili w sadzie jabłonkę. "Synku, mam nadzieję, że jabłonka, którą będzie dawała takie owoce, jaki ty dałeś" - powiedziała.

W uznaniu zasług chłopca prezydent Andrzej Duda odznaczył go pośmiertnie medalem "Za ofiarność i odwagę". Prezydent przesłał także wieniec pogrzebowy.

Koleżanki i koledzy Ernesta wspominali go jako chłopca skorego do żartów, wiecznie uśmiechniętego i pomocnego. "Jak komuś była potrzebna pomoc to Erni zawsze był gotowy" - mówiła PAP jedna z dziewczynek.

Klub sportowy, w którym grał Ernest, na sobotę ma zaplanowany mecz. Mama jednego z zawodników powiedziała PAP, że koledzy z drużyny bardzo przeżywają tragedię i nie mogą uwierzyć w to, co się stało.

Po pogrzebie wiele osób zwracało uwagę, że na ceremonii pogrzebowej nie pojawił się nikt z załogi jachtu, której pomoc niósł Ernest. "Przecież ich było na tej łodzi sześcioro, każdy z nich ma rodziny, ktoś z nich mógł przyjść tu i podziękować, oddać chłopcu cześć. Ksiądz mówił, że kto chce może zabrać głos, a nikt z tej załogi się nie pojawił. Wstyd" - mówiła PAP jedna z uczestniczek ceremonii. (PAP)

Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska

jwo/ robs/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%